O Pikselach, Strategii i Nieuchronnej Dominacji JPEGa nad Polem Bitwy

|Mateusz Graś
O Pikselach, Strategii i Nieuchronnej Dominacji JPEGa nad Polem Bitwy

Z najwyższą powagą i nieukrywanym drżeniem serca pochylamy się nad dokumentem, który odsłania przed nami arkana współczesnej sztuki wojennej – dziełem zaiste epokowym, traktującym o obrazach generowanych przez Sztuczną Inteligencję (AI) w kontekście sił zbrojnych. Pradawny lęk przed nieznanym przybiera dziś nową, cyfrową postać, a groza nie czai się już w mroku jaskini, lecz w subtelnych artefaktach generowanych przez algorytmy dyfuzyjne. Jakże daleko zaszliśmy od czasów, gdy malowidła naskalne w Lascaux stanowiły szczyt możliwości propagandowych! Dziś, proszę państwa, stoimy w obliczu rewolucji, która sprawia, że losy imperiów mogą zależeć od trafności tekstowego „promptu” i mocy obliczeniowej kart graficznych.


Dokument, z godną podziwu wnikliwością, rozkłada na czynniki pierwsze militarną doniosłość obrazu. Odkrywa przed nami Amerykę, stwierdzając, iż obrazy mogą pełnić funkcję „wyjścia sensora” (czytaj: coś fotografować) oraz „efektora na kognicję” (czytaj: wpływać na ludzi). Zaiste, głębia tej konstatacji poraża. Od zarania dziejów wodzowie głowili się, jak pokazać wrogowi swą potęgę lub zasugerować mu kapitulację. Od tarcz z Meduzą po zrzucane ulotki – cel był ten sam. Lecz dopiero teraz, w erze AI, problem ten nabiera prawdziwie strategicznych wymiarów. Dawniej trzeba było mozolnie ustawiać czołgi do zdjęcia, dbać o oświetlenie, zatrudniać fotografa z duszą artysty. Cóż za strata czasu i zasobów! Dziś wystarczy wpisać: „Armia niezwyciężona maszerująca ku chwale o zachodzie słońca, styl fotorealistyczny, 8K” – i voilà! Wróg drży, a morale rośnie. Operacyjne bezpieczeństwo także zyskuje – nie trzeba już ryzykować dekonspiracji, pokazując stare zdjęcia; AI wygeneruje świeżutkie, pachnące nowością fałszywki na każdą okazję.


Prawdziwy geniusz strategii objawia się jednak w koncepcji „przewag syntetycznych nad realnymi”. Oto bowiem AI, niczym posłuszny dżin z lampy, oferuje nam nieograniczoną skalowalność. Możemy zasypać przeciwnika nie gradem pocisków, lecz lawiną obrazów. Miliony syntetycznych zdjęć satelitarnych ukazujących nieistniejące dywizje pancerne, miliardy portretów uśmiechniętych, lecz fikcyjnych żołnierzy – wszystko to ma na celu przeciążenie analitycznych mocy wroga. Jego sztaby utoną w morzu danych, a jego oficerowie wywiadu oszaleją, próbując odróżnić prawdę od mistyfikacji stworzonej przez algorytm, który być może pomylił liczbę palców u dłoni generała lub dodał czołgowi zbyt wiele kół. To jest dopiero wojna informacyjna XXI wieku!


Taktyczne zasady użycia obrazów syntetycznych, jak „masa”, „tempo”, „zaskoczenie”, „podstęp”, „zamęt” i „szok”, brzmią niczym wyjęte z podręcznika Clausewitza, lecz dotyczą teraz produkcji plików graficznych. Cóż za wspaniała perspektywa! „Ofensywa JPEG-ów” może złamać wolę walki skuteczniej niż dywanowy nalot. „Tempo” oznacza tu szybkość renderowania, a „zaskoczenie” – wygenerowanie obrazu tak absurdalnego (np. wrogiego przywódcy w stroju baletnicy), że odbiorca straci pewność co do otaczającej go rzeczywistości. Czyż to nie fascynujące, że przyszłość konfliktów zbrojnych może rozstrzygnąć się nie na polach bitew, lecz w eterze, poprzez zręczną manipulację pikselami?


Oczywiście, jak przystało na poważną analizę, dokument wskazuje także na zagrożenia. Wróg, o zgrozo, również może posiąść tę technologię! Może tworzyć fałszywe dowody naszych rzekomych zbrodni, podważać autentyczność naszych historycznych zwycięstw (generując zdjęcia, na których to on wygrywa pod Grunwaldem!), a nawet – co najstraszniejsze – tworzyć kompromitujące deepfake’i naszych dostojników. Co więcej, może wykorzystać AI do szkolenia własnych żołnierzy w rozpoznawaniu naszych syntetycznych pułapek! Wyścig zbrojeń przenosi się na nowy, subtelny poziom – walki na „visual artifacts” i „model checkpoints”.


Wnioski nasuwają się same, choć autorzy raportu, w swej przezorności, formułują je w postaci konkretnych rekomendacji. Należy szkolić żołnierzy w odróżnianiu prawdy od fikcji (powodzenia!), monitorować rozwój wrogich modeli AI, a nade wszystko – opracować „Zasady Użycia” (Rules of Engagement) dla generatywnej AI. Wyobraźmy sobie te komisje etyczne debatujące nad dopuszczalnością generowania obrazu przedstawiającego czołg w lekko surrealistycznej poświacie lub ustalające limity „konfuzji” i „szoku”, jakie można wywołać u przeciwnika za pomocą syntetycznych mediów.


Zaiste, wkroczyliśmy w nową erę, gdzie największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego może okazać się nie bomba atomowa, lecz złośliwie skonstruowany prompt, zdolny wygenerować obraz, który zachwieje fundamentami naszej percepcji. Pozostaje nam tylko podziwiać mądrość strategów, którzy już dziś przygotowują nas na ten cyfrowy Armagedon, i mieć nadzieję, że nasze algorytmy zawsze będą o krok przed algorytmami wroga. A jeśli nie? Cóż, zawsze możemy spróbować wygenerować obraz świata, w którym panuje pokój. Choć to, niestety, może okazać się zadaniem przekraczającym możliwości nawet najbardziej zaawansowanej Sztucznej Inteligencji.

Źródło: https://arxiv.org/abs/2503.24095