Historia pracy, czyli jak zyskując energię, straciliśmy czas wolny

|Mateusz Graś
Historia pracy, czyli jak zyskując energię, straciliśmy czas wolny

Czy kiedykolwiek, stojąc w poniedziałkowym korku lub patrząc na niekończącą się listę maili, pomyśleliście: „Czy zawsze tak było? Czy mój pradziadek, orząc pole, naprawdę miał gorzej?”. Dokument Arte „Stimmt es, dass wir früher mehr geschuftet haben?” podsuwa odpowiedź, która może wywrócić do góry nogami nasze pojęcie o pracy. Okazuje się, że historia ludzkości to nie jest prosta opowieść o tym, jak z mozołem wspinaliśmy się na szczyty produktywności, ale raczej ironiczna historia o tym, jak zyskując coraz więcej energii, paradoksalnie traciliśmy czas wolny.

https://youtu.be/bOJg_MI5EpU?si=Qm0E0RMOj3tBJxxL

Raj utracony, czyli 15-godzinny tydzień pracy


Zacznijmy od małego szoku. Wyobraźcie sobie społeczeństwo, w którym praca zajmuje około 15-20 godzin tygodniowo. Reszta to czas na plotki, drzemki, taniec i ogólne cieszenie się życiem. Brzmi jak utopijna wizja z przyszłości? Nic z tego. To codzienność naszych przodków – ludów zbieracko-łowieckich. Antropolog James Suzman nazywa ich „pierwotnym zamożnym społeczeństwem”. Nie znali pojęcia nadwyżki, nie martwili się o plany kwartalne i nie musieli udowadniać swojej wartości poprzez zapracowanie. Natura była dla nich hojnym supermarketem, a praca – czynnością podejmowaną wtedy, gdy burczało w brzuchu.


Wszystko zaczęło się komplikować, gdy dokonaliśmy pierwszej rewolucji energetycznej: okiełznaliśmy ogień. Ten zewnętrzny zastrzyk energii powinien dać nam jeszcze więcej luzu. I na początku tak było. Ogień dawał ciepło, bezpieczeństwo i – co kluczowe – pozwalał na gotowanie jedzenia, uwalniając więcej wartości odżywczych. Ta dodatkowa energia zasiliła nasze mózgi, a zyskany czas wolny zaowocował sztuką, muzyką i być może nawet rozwojem języka. To był złoty wiek ludzkości, chociaż nikt wtedy nie wiedział, co go czeka.


Rolnictwo – początek końca wakacji


Kolejna rewolucja energetyczna, czyli wynalezienie rolnictwa, okazała się pułapką, z której nie wyszliśmy do dziś. Zamiast brać to, co natura dała, zaczęliśmy ją ujarzmiać, by produkować więcej, niż potrzebowaliśmy tu i teraz. Pojawiła się idea nadwyżki – zapasów na przyszłość. A wraz z nią pojawiło się ryzyko: susza, powódź, albo słoń, który w jedną noc potrafi zadeptać całe pole fasoli.


Nagle trzeba było pracować więcej, by minimalizować to ryzyko. Natura przestała być hojnym darem bogów, a stała się kapryśnym partnerem biznesowym, którego trzeba pilnować, doglądać i urabiać. Czas pracy wydłużył się do 30 godzin tygodniowo i zaczął piąć się w górę. Zaczęliśmy biec w kołowrotku, który sami sobie skonstruowaliśmy.


Maszyny parowe i wstrętne prace


A potem nadeszła rewolucja przemysłowa. Uwolniliśmy gigantyczną energię zmagazynowaną w paliwach kopalnych. Ekonomista John Maynard Keynes prognozował w 1930 roku, że dzięki temu postowi w ciągu stu lat będziemy pracować zaledwie 15 godzin tygodniowo. Jak bardzo się mylił! Zamiast wylegiwać się w hamakach, rzuciliśmy się w wir 80-godzinnych tygodni pracy w fabrykach, które przypominały – jak to ujęła ekonomistka Juliet Schor – „szatańskie młyny”.


Dlaczego? Bo praca stała się cnotą, a bezczynność grzechem. Nawet gdy maszyny przejęły większość fizycznych zadań, my, zamiast odetchnąć, zaczęliśmy tworzyć nowe, często bezsensowne zajęcia, które antropolog David Graeber dosadnie nazwał „bullshit jobs”. Przekładamy papiery, wypełniamy tabelki i uczestniczymy w spotkaniach, które mogłyby być mailem, tylko po to, by udowodnić, że jesteśmy potrzebni.


Ten mechanizm świetnie podsumowuje stary dowcip o fabryce przyszłości, w której pracują tylko człowiek i pies. Człowiek jest po to, by karmić psa. A pies? By pilnować, żeby człowiek nie dotykał maszyn.


Czy czeka nas wolność?


Dziś stoimy u progu kolejnej rewolucji – ery sztucznej inteligencji, która ma potencjał, by zautomatyzować nie tylko pracę fizyczną, ale i umysłową. Jesteśmy bogatsi niż jakakolwiek generacja w historii, a każdy z nas dysponuje energią, która odpowiada pracy kilkudziesięciu niewolników. Mimo to wciąż jesteśmy zmęczeni i przepracowani.


Dokument Arte nie daje prostych odpowiedzi, ale stawia fundamentalne pytanie. Czy tym razem wykorzystamy technologię, by odzyskać czas wolny, który utraciliśmy tysiące lat temu? Czy może, zgodnie z naszą dziwną ludzką naturą, po prostu wymyślimy sobie jeszcze bardziej skomplikowany kołowrotek, w którym będziemy biec jeszcze szybciej? Jedno jest pewne: historia pracy to niekończąca się opowieść o naszych pragnieniach, lękach i, przede wszystkim, o naszym skomplikowanym związku z energią.