Statek kosmiczny i kartografowie: o przyszłości designu u schyłku minionej przyszłości

|Mateusz Graś
Statek kosmiczny i kartografowie: o przyszłości designu u schyłku minionej przyszłości

Wprowadzenie: Echa w statku-matce

 

Jest coś upiornego w Międzynarodowym Centrum Kongresowym (ICC) w Berlinie. Nie jest to jedynie budynek; to artefakt, osiadły na mieliźnie wieloryb z aluminium i betonu, wyrzucony na brzeg historii w zachodniej części miasta. Długi na 320 metrów, szeroki na 80, jest monumentalnym świadectwem przyszłości, która już minęła. Zbudowany w latach 1973-1979, w samym sercu zimnowojennej konfrontacji, był czymś więcej niż tylko centrum kongresowym. Był lśniącą, srebrną obietnicą, „witryną Zachodu”, manifestem technokratycznego optymizmu ucieleśnionym w architekturze high-tech i brutalizmu. Był to statek kosmiczny, jak go czasem nazywano, zaprojektowany, by unosić się ponad chaosem podzielonego miasta, hermetycznie zamknięty i odizolowany od zewnętrznych drgań dzięki genialnej konstrukcji „budynku w budynku”.

Dziś ten statek kosmiczny jest uziemiony. Zamknięty w 2014 roku z powodu skażenia azbestem, przez lata pogrążony był w ciszy, a jego niegdyś lśniąca fasada pokryła się patyną porzuconej utopii. Obecnie, jako zabytek, czeka na nową, wizjonerską koncepcję, która tchnie w niego życie. To właśnie w tych nawiedzanych przez duchy przeszłości korytarzach, w tej skażonej utopii, ma się odbyć konferencja Form Future – wydarzenie poświęcone „transformacji przez design”.

Ten wybór miejsca jest najbardziej znaczącą decyzją kuratorską, jaką mogli podjąć organizatorzy, być może nawet nie do końca świadomie. Umieszczenie dyskusji o przyszłości w monumencie dedykowanym przyszłości minionej tworzy potężne, nieuniknione napięcie. Budynek staje się pierwszym i najważniejszym prelegentem, niemym świadkiem, którego sama obecność podważa każdą tezę wygłaszaną na scenie. Bo jak można mówić o projektowaniu zwinnych, otwartych i elastycznych systemów wewnątrz struktury, która jest ucieleśnieniem monolitycznej, heroicznej i ostatecznie statycznej wizji przyszłości?

Ta architektoniczna ironia doskonale odzwierciedla głębszy kryzys tożsamości w samym świecie designu. Od lat branża zmaga się z tym, co można nazwać „zmęczeniem konferencyjnym”. Wydarzenia te, niegdyś bastiony inspiracji, często opisywane są jako „zepsute”, pełne autopromocyjnych „przechwałek”, gdzie 90% treści to „wypełniacze”, a dyskusje kończą się powtarzaniem tych samych, zużytych frazesów o „empatii”. Krytycy lamentują nad astronomicznymi cenami biletów, chaotyczną organizacją i brakiem jakiejkolwiek realnej debaty. W tym kontekście obietnica Form Future, że będzie miejscem „dialogu, a nie przestrzenią reklamową”, brzmi ambitnie, wręcz rewolucyjnie.

Powstaje jednak fundamentalne pytanie: czy można przeprowadzić autentycznie nową rozmowę w starych murach? Czy zgromadzenie plemienia projektantów w tej znajomej świątyni, by recytować mantry o innowacji i transformacji, nie jest jedynie kolejnym rytuałem, aktem zawodowej nostalgii, który zastygnie w formę, podobnie jak „brzydka” broszura z konferencji z lat 90., która stała się artefaktem swojej epoki?. ICC, ze swoją historią skażenia i odrodzenia, staje się metaforą samej profesji projektowej: pełnej ogromnego potencjału, ale wciąż zmagającej się z toksycznym dziedzictwem niezrównoważonego konsumpcjonizmu i bezkrytycznego technooptymizmu. Czy Form Future to próba wyznaczenia nowego kursu, czy jedynie zwiedzanie ruin przyszłości, która nigdy w pełni nie nadeszła?

 

Część I: Parlament kreatorów światów

 

Jeśli architektura ICC stanowi fizyczne ramy konferencji, to jej intelektualną architekturę tworzą prelegenci. Nie są to jednak przypadkowe głosy, lecz awatary konkurujących ze sobą, a często sprzecznych, ideologii, które walczą o duszę współczesnego designu. Słuchając ich, uczestniczymy nie w serii wykładów, ale w posiedzeniu swoistego parlamentu, którego członkowie przedstawiają cztery odmienne wizje tego, czym design jest i czym powinien być. To właśnie ta „polifoniczna” natura dyskusji odsłania najgłębsze pęknięcia w fundamentach tej dziedziny.

 

Systematyk: Phil Gilbert i korporacyjne skalowanie kreatywności

 

Pierwszą frakcję w tym parlamencie reprezentuje Phil Gilbert, człowiek, który podjął się zadania na miarę Herkulesa: transformacji kultury projektowej w IBM, zatrudniając tysiące projektantów i wdrażając metodykę „Design Thinking” w organizacji liczącej 400 000 pracowników. Jego celem było przesunięcie uwagi z czysto technicznego postępu na realne korzyści dla użytkownika. Gilbert nie jest projektantem z wykształcenia, lecz przedsiębiorcą, który „nawrócił się” na design, widząc w nim narzędzie do skalowania biznesu.

Jego autorska metodyka, IBM Design Thinking, to ewolucja modelu ze Stanfordu, dostosowana do realiów gigantycznego, zwinnego przedsiębiorstwa. Centralnym elementem są tu tak zwane „Hills” (Wzgórza) – zwięzłe deklaracje określające, co zostanie zrobione dla konkretnego użytkownika i co będzie stanowić o wyjątkowości tego rozwiązania. To narzędzie ma na celu zsynchronizowanie pracy ogromnych, rozproszonych po całym świecie zespołów. Praca Gilberta ucieleśnia centralny paradoks współczesnego designu korporacyjnego: próbę usystematyzowania i przeskalowania procesu, który z natury jest intuicyjny i często chaotyczny. Czy jest to ostateczny triumf designu, dowód jego strategicznej wartości w salach posiedzeń zarządów, czy raczej ostatni etap jego udomowienia, przekształcający kreatywną praktykę w przewidywalną, powtarzalną funkcję biznesową?

 

Agitator: Friedrich von Borries i design jako oręż polityczny

 

W ostrej opozycji do pragmatyzmu Gilberta stoi Friedrich von Borries, profesor teorii designu, architekt i intelektualny prowokator. Jego fundamentalna teza jest prosta i radykalna: w świecie, w którym projektuje się wszystko – od procesów logistycznych po obozy dla uchodźców – ocenianie designu wyłącznie według kryteriów estetycznych jest nie tylko niewystarczające, ale i niebezpieczne. Potrzebujemy, jak twierdzi, politycznej teorii designu.

Von Borries wprowadza kluczowe rozróżnienie na „design podporządkowujący” (subjugating design), który ogranicza ludzkie możliwości działania, oraz „design projektujący” (projective, emancipatory design), który je poszerza. W jego ujęciu praca projektanta staje się aktem politycznym, formą „produktywnego sabotażu” systemu, a sam projektant – dysydentem. Jego rozszerzona definicja designu, obejmująca sztukę, architekturę i urbanistykę, oraz centralne pytanie, które stawia – „W jakim świecie chcemy żyć?” – stanowi bezpośrednie wyzwanie dla etosu rozwiązywania problemów i optymalizacji, który dominuje w myśleniu korporacyjnym. Dla von Borriesa design nie jest narzędziem do poprawiania istniejących systemów, ale do wyobrażania sobie i budowania zupełnie nowych.

 

Budownicza obywatelska: Barbara Lersch i design dla dobra wspólnego

 

Trzeci głos w tym parlamencie przenosi nas z korporacji i uniwersytetu na poziom miasta i społeczności. Barbara Lersch, dyrektor programowa Światowej Stolicy Designu Frankfurt Ren-Men 2026, reprezentuje wizję designu jako narzędzia budowania społeczeństwa obywatelskiego. Motto jej projektu – „Design dla Demokracji. Atmosfery dla lepszego życia” – mówi samo za siebie.

W jej pracy nacisk kładziony jest na design jako proces partycypacyjny i wspólnotowy, mający na celu wzmacnianie spójności społecznej i odpowiadanie na palące wyzwania, takie jak migracja czy polaryzacja polityczna. Konkretne przykłady, jak „Kiosk Solidarności” wspierający grupy marginalizowane, ilustrują podejście, które jest oddolne, lokalne i skoncentrowane na dobru wspólnym. Wezwanie Lersch do „otwarcia pojęcia designu”, odejścia od „autorskiego projektowania” na rzecz procesów kolektywnych, wyznacza trzecią drogę – odmienną zarówno od korporacyjnej systematyzacji, jak i od radykalnej teorii politycznej. To wizja designu jako cichej, codziennej praktyki demokracji.

 

Budowniczy narodu: Jeff Chia i design jako sztuka rządzenia

 

Ostatnia perspektywa ukazuje design w największej możliwej skali: jako instrument strategii państwowej. Jeff Chia z DesignSingapore Council reprezentuje podejście, w którym design nie jest luksusem, ale kwestią przetrwania i globalnej konkurencyjności. Dla Singapuru, miasta-państwa pozbawionego zasobów naturalnych, projektowanie jest fundamentalnym narzędziem do budowania przyszłości.

Narodowy plan „Design 2025” to kompleksowa strategia rządowa, mająca na celu zintegrowanie myślenia projektowego z każdym aspektem życia społecznego – od biznesu i administracji publicznej po system edukacji i narodowe kompetencje. W tym ujęciu design staje się narzędziem kształtowania tożsamości narodowej, stymulowania innowacyjnej gospodarki i zabezpieczania przyszłości kraju na arenie międzynarodowej. Rodzi to głębokie pytania o relacje między projektowaniem, władzą a interesem państwowym.

Te cztery postaci nie oferują jedynie różnych punktów widzenia. One toczą spór o to, kto jest ostatecznym „klientem” lub „suwerenem” designu. Czy jest nim Korporacja, dążąca do efektywności i zysku? Czy jest nim Sumienie Jednostki, poszukujące emancypacji? Czy jest nim Wspólnota, pragnąca spójności i demokracji? A może Państwo Narodowe, dążące do potęgi i dobrobytu? Ten fundamentalny, nierozstrzygnięty konflikt leży u podstaw kryzysu tożsamości, z jakim zmaga się dziś zawód projektanta. Konferencja Form Future, gromadząc te głosy pod jednym dachem, staje się sceną ideologicznej bitwy o duszę designu.

Archetyp Kluczowy Prelegent Filozofia Główna Arena Ostateczny Suweren
Systematyk Phil Gilbert Design jako skalowalny model transformacji przedsiębiorstw i tworzenia wartości dla użytkownika. Korporacja Rynek / Akcjonariusz
Agitator Friedrich von Borries Design jako akt polityczny – podporządkowania lub emancypacji. Jednostka i Społeczeństwo Sumienie Jednostki
Budownicza Obywatelska Barbara Lersch Design jako partycypacyjne narzędzie wzmacniania demokracji i spójności społecznej. Miasto / Wspólnota Obywatele / Dobro Wspólne
Budowniczy Narodu Jeff Chia Design jako strategiczny instrument narodowej konkurencyjności gospodarczej i tożsamości. Państwo Narodowe Państwo / Interes Narodowy

 

Część II: Leksykon zmiany

 

Każda epoka i każdy ruch tworzy własny język. Konferencja Form Future nie jest wyjątkiem. Jej program, podzielony na ścieżki tematyczne – „Strategia Designu”, „Przemysł Designu”, „Technologia w Designie”, „Design, Polityka i Społeczeństwo”, „Edukacja w Designie” oraz „Design dla Planety” – tworzy specyficzny leksykon. Jest to język aspiracji, mający pozycjonować design jako kluczową dyscyplinę zdolną do rozwiązania najbardziej złożonych problemów XXI wieku. Należy jednak zadać pytanie, czy ten leksykon zwiastuje autentyczną zmianę paradygmatu, czy jest jedynie rebrandingiem starych idei w nowym, modnym opakowaniu.

Krytyczna analiza tych terminów odsłania głębokie napięcia. W ramach „Designu dla Planety” – czy dyskusja koncentruje się na prawdziwie systemowych, regeneracyjnych modelach gospodarczych, czy raczej na tworzeniu kolejnych, estetycznie dopracowanych, „zrównoważonych” produktów konsumenckich, które jedynie łagodzą nasze wyrzuty sumienia? W ścieżce „Technologia w Designie” – jak pogodzić utopijną retorykę sztucznej inteligencji i rozszerzonej rzeczywistości z dystopijną praktyką inwigilacji, prekaryzacji pracy i algorytmicznych uprzedzeń? Obietnica organizatorów, że dyskusje będą oparte na „prawdziwych przypadkach, metodach i wpływie”, musi zmierzyć się z powszechnym doświadczeniem, w którym konferencje stają się sceną dla „tych samych gości, którzy wygłaszają te same, stare komunikaty”.

Ten specjalistyczny język – terminy takie jak „DesignOps”, „gospodarka cyrkularna” czy „storytelling transformacji” – nie jest neutralny. Działa on jak „bańka semantyczna”. Wewnątrz tej bańki, w klimatyzowanych salach ICC, terminy te brzmią doniośle i pilnie, tworząc poczucie wspólnego celu i wtajemniczenia. Na zewnątrz jednak często jawią się jako niezrozumiały żargon, który izoluje profesję od społeczeństw, którym rzekomo ma służyć. Istnieje ryzyko, że ten leksykon, zamiast być narzędziem zmiany, staje się mechanizmem obronnym, maskującym brak konkretnych, skalowalnych działań. Język ten pozycjonuje design jako siłę sprawczą, podczas gdy w rzeczywistości często pozostaje on sługą potężniejszych sił ekonomicznych i politycznych. Czy ten leksykon wzmacnia projektantów, czy raczej obarcza ich niemożliwą do udźwignięcia odpowiedzialnością, jednocześnie zaciemniając obraz prawdziwych ośrodków władzy?

 

Część III: Rytuał spotkania

 

Od idei przechodzimy do ludzi. Każda konferencja jest w swej istocie rytuałem społecznym, zgromadzeniem plemienia w celu potwierdzenia wspólnych wartości, wymiany opowieści i wzmocnienia więzi. Form Future stawia sobie ambitny cel: „Poznaj decydentów, strategów i kreatywne umysły... Form Future to dialog, a nie przestrzeń reklamowa”. Ta obietnica jest bezpośrednią odpowiedzią na jedną z najdotkliwszych bolączek branżowych wydarzeń: notorycznie nieudaną dynamikę networkingu.

Współczesna krytyka konferencji jest pełna obrazów niezręcznych, wymuszonych interakcji. Scenariusz, w którym „setki społecznie nieprzystosowanych ludzi” zostają wepchnięte do jednego foyer, jest powszechnie znaną porażką projektową. Networking w głośnym barze, gdzie rozmowa jest niemożliwa, a każdy podejrzewa, że rozmówca „czegoś od niego chce”, stał się smutnym standardem. Form Future próbuje przełamać ten schemat poprzez świadome projektowanie przestrzeni interakcji: „Scena Orbitalna” w Sali 6 ma służyć „pogłębionemu dyskursowi”, „Scena w Foyer” ma gościć interaktywne warsztaty, a panele i wycieczki z przewodnikiem mają sprzyjać rozmowom.

Jednakże sama architektura ICC może stanowić wyzwanie dla tych szlachetnych intencji. Ogromne, monumentalne hole i foyer, zaprojektowane, by budzić podziw i onieśmielać, niekoniecznie sprzyjają intymności i swobodnej wymianie myśli. Czy tak przytłaczająca przestrzeń zachęca do dialogu, czy raczej potęguje poczucie anonimowości i zagubienia jednostki w tłumie? Można sobie wyobrazić scenę, w której uczestnicy dryfują po tych brutalistycznych przestrzeniach, a architektura, zamiast łączyć, działa przeciwko społecznym celom wydarzenia.

W tym kontekście na jaw wychodzi ostateczny test dla zasad głoszonych na konferencji projektowej: czy sama konferencja jest dobrze zaprojektowana? Doświadczenie uczestnika – jego „user experience” – staje się ostatecznym dowodem słuszności głoszonych teorii. Porażka w zaprojektowaniu efektywnych ludzkich interakcji w ramach własnego wydarzenia byłaby aktem głębokiej hipokryzji, podważającym wiarygodność każdej prezentacji i każdego warsztatu. Konferencja sama w sobie staje się najważniejszym studium przypadku. Jej sukcesu nie należy mierzyć jakością prelekcji, ale tym, czy zdołała zastosować myślenie projektowe do rozwiązania problemu „zepsutej” konferencji. Projekt wydarzenia staje się meta-komentarzem na temat jego własnej treści.

 

Zakończenie: Projektowanie w mroku

 

Żadna uczciwa relacja z Form Future nie może zakończyć się prostym werdyktem. Konferencja nie oferuje łatwych odpowiedzi, a jedynie jaśniejszy obraz fundamentalnej schizmy w sercu designu. Powracając do obrazu ICC, widzianego teraz o zmierzchu, jego monumentalna sylwetka staje się symbolem epoki, w której przyszłość można było sobie wyobrazić z monolityczną pewnością i zbudować ją z betonu i stali.

Uczestnicy opuszczający jego mury nie wynoszą ze sobą gotowej mapy. Zamiast tego, zabierają ze sobą nierozstrzygnięty spór toczony w parlamencie kreatorów światów. Konflikt między wizjami Gilberta, von Borriesa, Lersch i Chii pozostaje żywy. Centralnym wyzwaniem dla designu nie jest dziś brak narzędzi czy metod, ale głęboka niezgoda co do jego ostatecznego celu.

Współczesna przyszłość jawi się jako znacznie bardziej krucha, niepewna i sporna niż ta, którą obiecywała architektura ICC. Uczestnicy konferencji są niczym kartografowie, próbujący nanieść na mapę świat w stanie ciągłej zmiany, stojąc we wnętrzu monumentu wzniesionego przez tych, którzy wierzyli, że mapa jest już kompletna.

Najważniejszym przesłaniem, jakie można wynieść z tego spotkania w statku-matce, nie jest kolejna metoda czy modne hasło. Jest nim ponowne, dojmujące echo pytania postawionego przez Friedricha von Borriesa: „W jakim świecie chcemy żyć?”. Być może najważniejszym aktem projektowania dzisiaj nie jest udzielanie pewnych siebie odpowiedzi, ale nauka nawigowania i tworzenia w stanie głębokiej i permanentnej niepewności. Ostateczny obraz to projektanci opuszczający statek kosmiczny, wychodzący z hermetycznie zamkniętego środowiska minionej przyszłości z powrotem do chaotycznej, nieprzewidywalnej teraźniejszości, z zadaniem projektowania w mroku.

https://formfuture.berlin/#/