Bielsko-Biała: Anatomia Designu Utkanego z Wełny, Drewna i Powietrza

|Mateusz Graś
Bielsko-Biała: Anatomia Designu Utkanego z Wełny, Drewna i Powietrza

Są miasta, które definiuje jeden monument, jeden plac, jedna dominująca oś. I są miasta-palimpsesty, zapisane wieloma warstwami historii, przemysłu i ludzkich aspiracji. Bielsko-Biała, utulona w zielonych ramionach Beskidów, należy do tej drugiej, znacznie ciekawszej kategorii. Jej tożsamość to nie monolit, lecz misterna mozaika, w której surowa industrialna pragmatyka spotyka się z wiedeńską elegancją, a inżynieryjna precyzja unosi się ku niebu z lekkością szybowca.
Dla niewprawnego oka to po prostu kolejne postindustrialne miasto z piękną starówką. Jednak dla badacza kultury materialnej, dla projektanta wzornictwa przemysłowego, Bielsko-Biała jest fascynującym studium przypadku. To tutaj, w tyglu galicyjskiej przedsiębiorczości, niemieckiej solidności i polskiej fantazji, narodziły się ikony designu, które ukształtowały nie tylko estetykę, ale i codzienność milionów ludzi. Niektóre z nich były obiektami pożądania, inne – symbolami masowej dostępności. Wszystkie jednak noszą w sobie DNA tego miasta: połączenie rzemieślniczej maestrii z odwagą myślenia w skali przemysłowej.
Zapraszam w podróż śladami bielskich ikon designu. To nie będzie sentymentalny spacer po muzeum, lecz próba dekonstrukcji ich fenomenu i zrozumienia, dlaczego ich dziedzictwo wciąż rezonuje we współczesnym myśleniu o projektowaniu – zrównoważonym, uniwersalnym i głęboko ludzkim.
Rozdział I: Linia, Która Nie Zna Kąta Prostego – Fenomen Mebli Giętych
Historia bielskiego designu nie zaczyna się od huku maszyn parowych, lecz od cichego syku pary wodnej wtłaczanej w drewno. Kiedy w 1881 roku wiedeńska firma braci Thonet, pionierzy technologii gięcia drewna bukowego, otworzyła swój zakład w Bielsku, nie była to przypadkowa lokalizacja. Otaczające miasto bukowe lasy stanowiły niewyczerpane źródło surowca, a bliskość Wiednia – estetycznej i kulturalnej stolicy monarchii – gwarantowała stały dopływ inspiracji i zamówień.
Bielskie meble gięte, produkowane później pod różnymi markami, w tym przez Bielskie Zakłady Przemysłu Drzewnego, były kwintesencją modernistycznego myślenia, zanim modernizm na dobre się zdefiniował. Ich design był manifestem. W świecie ciężkich, rzeźbionych, mieszczańskich mebli, one proponowały lekkość, płynność i elegancję. Ikoniczne krzesło numer 14 (choć produkowane w wielu fabrykach, w tym bielskiej) było designerskim objawieniem. Składało się z zaledwie kilku elementów, było lekkie, tanie w produkcji i możliwe do transportu w częściach. To był pierwszy w historii przykład "flat-pack furniture", który wyprzedził o stulecie strategię IKEA.
Ale to nie tylko logistyka. To przede wszystkim estetyka. Gięte drewno pozwoliło projektantom myśleć linią, a nie bryłą. Oparcia krzeseł, podłokietniki, nogi stołów płynęły organicznymi krzywiznami, naśladując formy natury. Był to design na wskroś demokratyczny – zdobił zarówno wnętrza wiedeńskich kawiarni, jak i skromne mieszkania urzędników.
Z perspektywy projektowania zrównoważonego, technologia gięcia drewna jest genialna w swojej prostocie. Zamiast wycinać skomplikowane kształty z dużych bloków materiału, generując odpady, wykorzystuje się plastyczność jednego kawałka drewna, szanując jego strukturę i minimalizując straty. To lekcja efektywności i ekologii, która dziś, w dobie poszukiwania alternatyw dla plastiku i energochłonnych kompozytów, brzmi niezwykle aktualnie. Bielskie meble gięte to dowód, że zrównoważony design nie musi być kompromisem, lecz może być źródłem ponadczasowego piękna.
Rozdział II: Materia Miasta – Potęga i Upadek Bielskiej Wełny
Jeśli meble gięte były szkieletem bielskiego designu, to wełna była jego tkanką. Przez ponad sto lat rytm miasta wyznaczał nerwowy warkot krosien i wrzecion. Bielsko, nazywane "Małym Wiedniem", swój przydomek i architektoniczny splendor zawdzięczało fortunom zbudowanym na przemyśle włókienniczym. Tutejsze sukna, korty i materiały ubraniowe były synonimem jakości w całej Europie i poza nią.
Design w przemyśle wełnianym to nie tylko wzór na tkaninie. To cały proces: od selekcji surowca, przez technologię przędzenia i tkania, aż po wykończenie i barwienie. Bielscy fabrykanci byli mistrzami tego procesu. Potrafili stworzyć tkaniny o niezwykłej fakturze, trwałości i wyglądzie. Słynny "Bielsko Orient" – rodzaj szlachetnego sukna – był obiektem pożądania, a płaszcze z niego uszyte stanowiły symbol statusu.
To, co czyni historię bielskiej wełny fascynującą dla projektanta, to jej dwoista natura. Z jednej strony była to produkcja masowa, napędzająca rozwój miasta, dająca pracę tysiącom ludzi. Z drugiej – wymagała niezwykłego kunsztu i dbałości o detal. Każda belka materiału opuszczająca fabryki Büttnerów, Zipserów czy Batheltów była świadectwem rzemieślniczej doskonałości osiągniętej w skali przemysłowej.
Upadek przemysłu wełnianego w latach 90. był dla miasta traumą. Jednak jego dziedzictwo trwa. Przetrwało w monumentalnej architekturze fabrycznej, która dziś, poddawana rewitalizacji, staje się przestrzenią dla nowych kreatywnych branż. Przetrwało w pamięci o jakości i w lokalnej dumie. Współcześni projektanci, poszukujący autentyczności i lokalnych narracji, mogą czerpać z tej historii garściami. Idea wskrzeszenia marki opartej na tradycji bielskiego włókiennictwa, skupionej na krótkich seriach, ekologicznych surowcach i rzemieślniczej jakości, nie jest wcale mrzonką. To potencjał, który czeka na ponowne utkanie.
Rozdział III: Aerodynamika Marzeń – Rzeźby w Powietrzu z SZD
Z gwaru tkalni i zapachu parowanego drewna przenieśmy się w sferę ciszy, wiatru i doskonałej formy. Szybowcowe Zakłady Doświadczalne (SZD) w Bielsku-Białej to fenomen na skalę światową i prawdopodobnie najbardziej wysublimowany przejaw bielskiej myśli projektowej. Tutaj zasada "forma podąża za funkcją" została doprowadzona do poetyckiej perfekcji.
Projektowanie szybowca to sztuka kompromisu między wytrzymałością a minimalną wagą, między doskonałością aerodynamiczną a ergonomią kokpitu. Inżynierowie i projektanci z SZD byli w tej sztuce wirtuozami. Od lat 50. XX wieku ich konstrukcje, takie jak "Pirat", "Mucha", "Jantar" czy "Kobra", dominowały na światowych zawodach, biły rekordy i stały się obiektem marzeń pilotów na całym globie.
Spójrzmy na szybowiec nie jak na maszynę, lecz jak na obiekt wzorniczy. Długie, smukłe skrzydła o laminarnym profilu, wrzecionowaty kadłub płynnie przechodzący w statecznik, idealnie gładka powierzchnia – to wszystko nie jest podyktowane kaprysem stylisty, lecz nieubłaganymi prawami fizyki. A jednak efekt jest zjawiskowo piękny. Szybowce z Bielska-Białej to kinetyczne rzeźby, materializacja idei lotu w jej najczystszej postaci.
Początkowo budowane z drewna, z czasem ewoluowały w kierunku zaawansowanych kompozytów szklano-epoksydowych. SZD było poligonem doświadczalnym dla nowych technologii i materiałów. To tutaj inżynieria spotykała się z intuicją, a precyzyjne obliczenia z rzemieślniczą precyzją laminowania skorup kadłuba. Każdy szybowiec był w dużej mierze dziełem ludzkich rąk.
Dziedzictwo SZD to lekcja na temat projektowania systemów o najwyższej wydajności. To dowód, że ograniczenia (w tym przypadku grawitacja i opór powietrza) są najpotężniejszym stymulantem kreatywności. Dla współczesnego projektanta, który zmaga się z ograniczeniami materiałowymi, budżetowymi czy ekologicznymi, historia bielskich szybowców jest inspirującym przypomnieniem, że w ramach najściślejszych reguł można tworzyć dzieła pełne wolności i piękna.
Rozdział IV: Ikona w Skali 1:1 – Fiat 126p i Projektowanie dla Społeczeństwa
Z przestworzy wracamy twardo na ziemię, na wyboiste drogi Polski lat 70., 80. i 90. Na tych drogach królował on – Fiat 126p, pieszczotliwie nazywany "Maluchem". Produkowany na włoskiej licencji w Fabryce Samochodów Małolitrażowych (FSM) w Bielsku-Białej i Tychach, stał się czymś znacznie więcej niż tylko samochodem. Był fenomenem społecznym, kulturowym i, co najważniejsze z naszej perspektywy, designerskim.
Oryginalny projekt Dantego Giacosy był majstersztykiem minimalizmu. W pudełkowatym nadwoziu o długości zaledwie trzech metrów upchnięto cztery miejsca i silnik. To było projektowanie ekstremalne, polegające na maksymalizacji przestrzeni użytkowej przy minimalnym obrysie zewnętrznym. Każdy centymetr był na wagę złota. Prosta, kanciasta forma nie była może szczytem elegancji, ale cechowała ją uczciwość i funkcjonalność.
Jednak prawdziwy design "Malucha" wydarzył się już po wyjechaniu z fabryki. To był design partycypacyjny, uskuteczniany przez miliony użytkowników. Fiat 126p był platformą dla ludowej kreatywności. Polacy hakowali go, ulepszali, personalizowali. Montowano dodatkowe lusterka, inne kołpaki, spoilery z laminatu, a wnętrza zdobiono pokrowcami z tygrysiej skóry i puszystymi kostkami na lusterku. Każdy "Maluch" był inny, stawał się odbiciem aspiracji i gustu swojego właściciela.
To także ikona projektowania uniwersalnego w jego najbardziej podstawowym, socjalistycznym wydaniu. Był to samochód, który zmotoryzował naród. Dał milionom rodzin bezprecedensową wolność podróżowania, stał się narzędziem do przewożenia meblościanek, ziemniaków z działki i całej rodziny na wakacje nad Bałtykiem. Jego prosta konstrukcja pozwalała na naprawy w przydomowym garażu przy użyciu podstawowych narzędzi. Był antytezą dzisiejszych samochodów-czarnych skrzynek, których nie da się naprawić bez specjalistycznego komputera.
"Maluch" uczy nas, że wielki design nie zawsze musi być piękny w klasycznym rozumieniu tego słowa. Czasem jego wielkość polega na wpływie, jaki wywiera na życie ludzi. To lekcja o projektowaniu dla realnych potrzeb, o tworzeniu produktów, które stają się częścią tkanki społecznej, a nie tylko przedmiotami do konsumpcji.
Epilog: Niewidzialny Design i Duch Miejsca
Czy to wszystko? Oczywiście, że nie. Można by jeszcze długo pisać o wzornictwie Studia Filmów Rysunkowych, które stworzyło wizualny kanon dzieciństwa kilku pokoleń Polaków (Reksio, Bolek i Lolek). Postaci te, z ich prostą, graficzną kreską i uniwersalnym językiem gestu, to mistrzostwo projektowania postaci. Można by analizować architekturę "Małego Wiednia" jako spójny projekt urbanistyczny, tło dla całego przemysłowego spektaklu.
Dziedzictwo designu w Bielsku-Białej nie jest zamknięte w gablotach. Ono jest wpisane w materię miasta, w jego krajobraz i mentalność. To duch innowacji zrodzony z konieczności, piękno wynikające z funkcji, i ambicja, by z lokalnego rzemiosła tworzyć produkty o światowym zasięgu.
Dla współczesnego projektanta, poruszającego się w świecie cyfrowym, wirtualnym i globalnym, podróż do Bielska-Białej może być niezwykle odświeżająca. Przypomina o fizyczności, o materialności, o zapachu drewna, szorstkości wełny i gładkości laminatu. Uczy, że najlepsze projekty rodzą się z głębokiego zrozumienia materiału, kontekstu i ludzkich potrzeb. Historia bielskiego designu to nie jest opowieść o przeszłości. To zbiór ponadczasowych zasad, które czekają, by je na nowo zinterpretować. To niewyczerpane źródło inspiracji, solidne jak bukowe drewno i lekkie jak szybowiec na tle błękitnego, beskidzkiego nieba.